Indeksy na Wall Street ostro w dół. Ropa najwyżej od 2.5 roku
Komentarz Noble Funds TFI po zakończeniu sesji w USA.
Dzisiejsza sesja na nowojorskim parkiecie od początku nie była udana dla inwestorów. Mimo nienajgorszego raportu z rynku pracy, opublikowanego równo z dzwonkiem, indeks szerokiego rynku S&P 500 otworzył się na poziomie 1328.8 pkt (-0.17%), czyli nieznacznie poniżej czwartkowego zamknięcia. Niedźwiedzie potrzebowały jednak zaledwie kilkunastu minut, aby osunąć go do poziomu 1321.3 pkt (-0.73%), wokół którego oscylował przez około dwie godziny, praktycznie nie reagując na lepsze od oczekiwań odczyty danych o zamówieniach na dobra trwałe. Następnie podaż znów zdominowała popyt, a indeks S&P 500 w połowie sesji znalazł się już na poziomie 1314 pkt (-1.3%). Kolejne godziny handlu naznaczone były trendem bocznym na indeksie szerokiego rynku. Na pół godziny przed zakończeniem piątkowej sesji byki wzięły się do roboty i udało im się odrobić część poniesionych dziś straty, a indeks S&P 500 finiszował na poziomie 1321.2 (-0.74%). Podobnie zachował się indeks największych spółek za oceanem, czyli DJIA, który stracił 0.72%. Relatywnie najlepiej, spośród głównych wskaźników amerykańskiej giełdy wypadł dziś technologiczny Nasdaq, który spadł o 0.5%.
Dzisiejsze spadki na Wall Street wiązały się z dynamicznie rosnącą ceną ropy. Cena baryłki ropy U.S. light skoczyła dziś o prawie 3% do 104.9 dol, czyli poziomu najwyższego od września 2008 r. Z kolei cena baryłki ropy Brent podniosła się o 0.9% do 115.8 dol. Zwyżki cen surowca miały związek z informacjami docierającymi na rynek z ogarniętej zamieszkami Libii, a mianowicie pojawiły się niepotwierdzone newsy o zabiciu przywódcy rebeliantów sprzeciwiających się reżimowi Muammara Kaddafiego. Obawy o przedłużający się konflikt i jego dojście na Płw. Arabski (szczególnie do A. Saudyjskiej) rządzą ostatnio notowaniami cen ropy naftowej na rynkach. Inwestorzy szczególnie obawiają się, że utrzymująca się cena baryłki ropy powyżej 100 dol. podetnie skrzydła światowej gospodarce, czego efektem były dzisiejsze spadki na Wall Street.
Jednak fundamenty okazały się dziś solidne. Po pierwsze dane z rynku pracy za luty okazały się mniej więcej zgodne z prognozami ekonomistów. Zatrudnienie wzrosło o 192 tys. (pop. 63 tys., prognoza 200 tys.), a w sektorze prywatnym o 222 tys. (pop. 68 tys., prognoza 205 tys.), co było drugim najwiekszym odczytem w trakcie bieżącego ożywienia. Poprzednie dwa miesiące zrewidowano o 58 tys. w górę. O 33 tys. (pop. 53 tys.) wzrosło zatrudnienie w przemyśle i o 152 tys. w usługach (pop. 33 tys). Prace tymczasowe wygenerowały 14.5 tys. (pop. -4.3 tys.) miejsc pracy. Tygodniowy czas pracy praktycznie się nie zmienił i wyniósł 34.2 h (prog. 34.3). Zmian nie odnotowano także w wielkości średniego wynagrodzenia. Stopa bezrobocia spadła z 9.0% do 8.9%.
Pozytywnie zaskoczyły też zamówienia na dobra trwałe w styczniu, które wzrosły o 3.2% m/m wobec konsensusu 2.7%, do czego przyczynił się wzrost zamówień na samoloty. Wyłączając najbardziej zmienny komponent, czyli środki transportu, zamówienia obniżyły się o 3% m/m, jednak spodziewano się spadku o 3.6%. Zamówienia w przemyśle ogółem wzrosły w styczniu o 3.1% m/m (konsensus 2%).
Wobec powyższych informacji łatwo zrozumieć jest dlaczego Boeing okazał się jedną z czterech spółek, których notowania dziś wzrosły (o 0.13%). Pozostałe to: Travelers (+0.2%), Walmart (+0.12%) i J&J (+0.02%). Najsilniej straciły dziś walory General Electric (-1.8%).
Piotr Zygmunt
Noble Funds TFI