Podsumowanie sytuacji na rynku kapitałowym 06.06
Spojrzenie na rynek
Poprzednia próba odbicia na amerykańskiej giełdzie została zanegowana na sesji 1 czerwca (po ośmiu sesjach), gdy S&P500 spadł poniżej 1291.98 pkt, a Nasdaq poniżej 2774.45. Na sesji 29 maja była szansa na potwierdzenie próby odbicia, ale indeks Nasdaq początkowo zwyżkujący o 1.6%, ostatecznie zyskał 1.2%, czyli poniżej 1.4% cechujących dni potwierdzenia ożywienia, a ponadto wolumen był poniżej przeciętnego. Teraz mamy podejmowaną kolejną próbę odbicia.
Od początku kwietnia, tj. na ostatnich 45 sesjach, pojawiły się tylko cztery sesje, które można określić jako dni akumulacji akcji. Jednocześnie w tym czasie mieliśmy aż 18 sesji, które określić można jako dzień dystrybucji. Tym samym duże fundusze, które wyznaczają kierunek na giełdzie w USA, stały ciągle po stronie sprzedających akcje, a nie kupujących. Dlatego dotychczasowe próby odbicia miały małe szanse na ostateczne powodzenie. Załączony poniżej wskaźnik siły podaży dla 25 sesji dla S&P500 wynosi obecnie 5.95 pkt. Jest to bardzo wysoki poziom, przynoszący sporą zmienność w trendzie spadkowym. Wskaźnik jest już jednak powyżej poziomu 5 pkt (przy czym przy ok. 2.8- 3 pkt rynek rozpoczął spadki) czwarty tydzień, tym samym wiele funduszy zdążyło już sprzedać niemałą część swoich pozycji i patrząc jak to wyglądało w poprzednich dwóch korektach (2010 i 2011) mimo wyraźnej dominacji podaży i ogólnego trendu spadkowego próby odbicia po trwającej już dwa miesiące korekcie mogą się teraz częściej powtarzać. Poprzednio jednak były one wykorzystywane przez fundusze do dalszej sprzedaży akcji, zanim ostatecznie siła podaży opadła, wystarczająca liczba inwestorów została „strząśnięta” z rynku i po którejś z kolei próbie odbicia powrócił trwalszy trend wzrostowy. Dopóki jednak nie będzie potwierdzenia ożywienia na amerykańskim rynku, należy pozostać ostrożnym wobec rynku akcyjnego, gdyż może on wysyłać mylne sygnały. Polski rynek nie będzie obojętny wobec tego, co się dzieje na giełdzie w USA. Na razie widać, że poziom 2000 pkt może być silnym wsparciem dla WIG20. Pozytywne jest też to indeks, że po wcześniejszym słabym zachowaniu naszej giełdy WIG20 nie pogłębił w czerwcu majowych dołków, tak jak to zrobiły indeksy w USA czy niemiecki Dax i jednocześnie wzrosła siła relatywna naszego rynku.
Słabe dane makroekonomiczne z Europy (głównie indeksy PMI) były sporą negatywną niespodzianką w kwietniu, a w maju te dane uległy jeszcze dalszemu pogorszeniu. Poszczególne wskaźniki wyprzedzające sugerują obecnie dynamikę PKB w eurolandzie w okolicach od -2% (czyli spadek PKB) do 0%, przy obecnym konsensusie prognoz na cały rok na poziomie -0.4%. Słabe dane makro dotyczą nie tylko Europy, ale są też widoczne w pozostałych regionach, choć recesyjne dane na razie płyną tylko strefy euro. Chiński rząd, w odpowiedzi na słabsze dane za kwiecień, sugerujące zejście w II kwartale dynamiki PKB poniżej przyjętego celu 7.5%, przygotowuje obecnie program stymulacyjny. Wciąż jednak jest mało konkretów, więc nie wiemy, jaka może być jego skala. Pod koniec tygodnia (planowo w sobotę) ma zostać opublikowana seria danych za maj. Być może po nich rząd poda więcej szczegółów, w jaki sposób chce wspierać wzrost gospodarczy. Jeśli dane będą słabe to należy oczekiwać szybkiej reakcji rządu lub banku centralnego, a jeśli oficjalnie nie pojawią się żadne komunikaty przez weekend to zapewne nie zabraknie w mediach nieoficjalnych wypowiedzi, wskazujących co zamierzają zrobić władze.
W USA wiele ostatnio publikowanych danych rozczarowało, jednak wciąż wskazują one na kontynuację ożywienia gospodarczego, choć powolnego. Na razie w USA sytuacja nie odbiega od schematu typowego dla tego ożywienia: przyspieszenie w gospodarce i lekka euforia na giełdach, jak to dobrze zaczyna się dziać w sferze realnej, a następnie spowolnienie i lekka panika, że to się może skończyć recesją. Na razie twarde bieżące dane nie są recesyjne (wskazują na kontynuację ożywienia), a ważniejsze wyprzedzające wskaźniki też nie wskazują na recesję i po okresie spowolnienia dane znów mogą zacząć pozytywnie zaskakiwać. W poprzednich dwóch latach dane zaczynały się poprawiać w okresie: końcówka sierpnia/początek września.
W Polsce kolejne dane potwierdzają spowolnienie, ale jak już nieraz pisałem to nie jest czynnik sugerujący dalszą przecenę na GPW. Spowolnienie jest już w dużej mierze zdyskontowane przez naszą giełdę. Ważniejsza dla naszego parkietu jest teraz kondycja strefy euro.
W Grecji obecnie trwa dwutygodniowa cisza wyborcza, podczas które nie pojawią się żadne nowe sondaże (wybory są 17 czerwca). Narodowy Bank Grecji opublikował ostatnio raport, w którym wskazuje, jak ogromne będą straty dla gospodarki w przypadku wyjścia Grecji ze strefy euro: spadek rocznych dochodów na obywatela o 55%, spadek PKB o kolejne 22% (w latach 2009-2011 PKB spadło już o 14%), wzrost bezrobocia z 22% do 34%, a inflacji z 2% do 30%, a potem jeszcze wyższej. Według ostatnich sondaży jest realna szansa na zwycięstwo Nowej Demokracji, partii popierającej pomoc zewnętrzną dla Grecji. Tym samym wcale nie jest tak pewne, jak nieraz nagłaśniały media, że Grecja wyjdzie niebawem ze strefy euro powodując szybkie rozprzestrzenienie się kryzysu.
Większym problemem niż Grecja jest jednak Hiszpania. Pisałem w maju o niekorzystnych szacunkach Komisji Europejskiej dla hiszpańskiego deficytu publicznego. Dane o wykonaniu budżetu do kwietnia też nie napawają optymizmem, a jeśli inwestorzy nie będą widzieć szansy na szybkie uzdrowienie finansów publicznych to trudno będzie znaleźć wystarczający popyt na hiszpańskie papiery skarbowe. Wprowadzane są reformy, oszczędności, ale jednocześnie pogarsza się sytuacja w gospodarce, rosną koszty długu i tym samym sytuacja fiskalna zamiast się poprawiać to się pogarsza. Toczy się obecnie dyskusja, w jaki sposób można by dokapitalizować tamtejszy sektor bankowy, który notuje coraz wyższe poziomy niespłacanych kredytów. Prawdopodobnie nie obejdzie się tu bez pomocy z zewnątrz (np. z EFSF), gdyż jeśli rząd miałby wziąć na siebie jeszcze ten dodatkowy ciężar to powodzenie dużych sierpniowych i październikowych aukcji długu mogłoby zakończyć się sporym niepowodzeniem. Hiszpania oficjalnie zaprzecza, że toczą się rozmowy dotyczące pomocy zewnętrznej, jednak możemy być pewni, że mają one miejsce.
W świetle pogarszających się danych ze świata i narastających problemów w eurolandzie uwaga inwestorów skierowana jest naturalnie na banki centralne. Tylko one mogą zdziałać coś wielkiego i w krótkim czasie. Uważam jednak, że jest zbyt wcześnie, by mówić o kolejnej rundzie QE w USA. Jak pisałem wcześniej, to ożywienie w USA cechuje się częstszymi okresami spowolnienia i przyspieszenia z czego Fed doskonale zdaje sobie sprawę, dlatego woli poczekać na rozwój sytuacji. Fed nie będzie uruchamiał QE tylko ze względu na niepewną sytuację w Europie. Z kolei EBC nie ma w zwyczaju reagować na każde pogorszenie się sytuacji na rynku długu. Ważne jest to, co się dzieje w sektorze bankowym. Mimo że daleko mu od pełnej funkcjonalności to wskaźniki napięć na międzybanku są teraz na o wiele korzystniejszych poziomach niż w końcówce 2011, kiedy EBC zdecydował się przeprowadzić aukcje LTRO. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że to nie jest doskonały lek, bo za trzy lata te pieniądze banki będą musiały zwrócić do EBC (pewnie wtedy EBC zaproponuje zrolowanie pożyczek na kolejne rok, dwa) i nerwowa sytuacja może się powtarzać, dlatego trudno oczekiwać, by EBC przeprowadzał takie aukcje co kilka miesięcy. Jeśli jednak sytuacja stawałaby się już zbyt napięta wtedy EBC nie będzie zapewne stał z boku, gdyż ma za dużo do stracenia. Na razie jednak tak napiętej sytuacji nie ma.
Tomasz Smolarek / Doradca inwestycyjny / Noble Funds TFI
Pełne podsumowanie w załączonym pliku PDF
Załącznik | Wielkość |
---|---|
Komentarz_tygodniowy_06.06.pdf | 193.88 KB |